Niedziela w Rakowie
Postanowiłam wrzucić tu kilka fot z ostatniego pleneru. Jest to bardzo subiektywne spojrzenie, które trwało zaledwie chwilę. Pierwsze wrażenie dość przybijające, po dłuższej chwili, miejsce wciąga niczym sen i opowiada swoją własną historię. Poddałam się więc dziwnemu urokowi tego małego miasteczka. Inicjator plenerowego przedsięwzięcia, Marcin Michalski, stwierdził na koniec pleneru, że do sfotografowania potrzeba więcej czasu. Wszyscy to czuliśmy. Raków nie zdążył otworzyć przed nami swoich okien i drzwi. Niemniej jednak dzielę się krótką chwilą, którą zostawił na mojej fotograficznej kliszy.
Po przybyciu na miejsce, spacerowaliśmy wokół olbrzymiego rynku. Nieliczni mieszkańcy, nieco zaskoczeni naszym widokiem (wyglądaliśmy na turystów) dość chętnie opowiadali o sobie.
fot. Małgorzata Chmiel |
Jednak oznak życia było niewiele.
Uwagę Basi zwróciła ropucha idąca w kierunku pobliskiej fontanny.
fot. Małgorzata Chmiel |
fot. Małgorzata Chmiel |
Nie trudno było zgadnąć, dokąd idą mieszkańcy. Była niedziela.
fot. Małgorzata Chmiel |
fot. Małgorzata Chmiel |
fot. Małgorzata Chmiel |
Puste miejsca i pozostawione przedmioty wyzwalały dziwne uczucia. Nie wiadomo, jaką treść zawierała kartka przybita do drzwi. Napis już dawno wyblakł.
fot. Małgorzata Chmiel |
Puste ulice przecinał czasem samochód. Od miejscowych dowiedzieliśmy się, że większość młodych mężczyzn, jeśli pracuje, to za granicą. Do Rakowa przyjeżdżają głównie na święta.
fot. Małgorzata Chmiel |
Restauracja Arianka, jak i dom naprzeciwko od lat zamknięta.
Jakieś wiadomości przychodzą, ale czy ktoś je czyta?
fot. Małgorzata Chmiel |
Nudę widać na każdym kroku. Ktoś chyba bawił się gwoździem.
fot. Małgorzata Chmiel |
fot. Małgorzata Chmiel |
fot. Małgorzata Chmiel |
Raków bywa zaskakujący. Z pewnością kiedyś tu wrócimy.
Na koniec udało mi się jeszcze sfotografować dwa białe lwy, czy raczej lwiątka.
fot. Małgorzata Chmiel |
Komentarze
Prześlij komentarz